Quantcast
Channel: LIFESTYLE – Evelife.pl
Viewing all articles
Browse latest Browse all 24

Jest na świecie taka piosenka..

0
0

Która potrafi rozpalić płomyczek w każdej cierpiącej i złamanej duszy. Która pomaga ukoić rany, smutki i ślady po ludzkich tragediach. Która leczy blizny niewidoczne dla oczu. Która mnie pomogła uporać się z niejednym życiowym dołem. Której słucham praktycznie dzień w dzień od niemalże 2009 roku. To taka piosenka, która sprawia, że człowiek choćby nie wiadomo, ile przeszedł w życiu, to zaczyna odczuwać w sobie zbawienne ukojenie, ulgę. I spokój. Potrafi rozniecić swój wewnętrzny płomień. Choćby myślał, że rozniecić się już go nie da. O jakiej piosence mowa?

„When you try your best but you don’t succeed
When you get what you want but not what you need
When you feel so tired but you can’t sleep
Stuck in reverse

When the tears come streaming down your face
When you lose something you can’t replace
When you love someone but it goes to waste
Could it be worse?

Lights will guide you home
And ignite your bones
And I will try to fix you..”

//Coldplay- Fix You//

Dokładnie pamiętam ten dzień, kiedy rozpoczęła się moja prawdziwa przygoda z zespołem Coldplay. Kiedy słowa tej piosenki uderzyły we mnie i zadziałały na mnie tak, jak same w sobie sugerują.

To było jakoś po mojej maturze, wakacje, rok bodajże 2009. Czas, kiedy w zasadzie wszyscy się cieszą wolnością i długimi wakacjami. Czas beztroski i leniwy. Czas szalonych imprez i wkraczania w dorosłość. Czas, kiedy na dobrą sprawę pierwszy raz zaczęłam czuć się bardzo dziwnie w życiu. Wiecie, koniec liceum i nowe, nieznane, w moim wypadku niezdefiniowane wody. Sama nie wiedziałam wtedy, co ze sobą począć, w którym kierunku ruszyć. Mniej więcej w tym samym czasie, mój dziadek chorował na nowotwór mózgu, a u mojej mamy zdiagnozowano ciężką chorobę serca. I siedząc tak któregoś wakacyjnego dnia, samotnie w swoim pokoju, myśląc o tym jak jest, jak być może będzie i jak nie będzie napewno, zaczęłam płakać. W zasadzie nawet nie pamiętam konkretnego powodu, bo wiecie, nie było takiego bezpośredniego impulsu. Nie wydarzyło się nic złego, nie dotarły do mnie żadne złe wiadomości, a przynajmniej takowych nie pamietam. Pamiętam za to, że w tamtym mniej więcej czasie pojawiło się u mnie to dziwne uczucie wewnętrznej pustki i smutku z tym związanego. Wiecie, niby nie jest przecież tak źle, nic konkretnego się nie stało, żeby się aż tak smucić, ale jednak smutny się czujesz. Człowiek jest jakby pusty i wypalony od środka, jakby coś go wewnętrznie zjadało. Brak mu takiej wewnętrznej iskierki do działania i życia. Oczy są smutne i puste. Znacie to? Ja aż za dobrze. I wbrew pozorom, ciężko jest się człowiekowi tej pustki pozbyć. Bo ta pustka, to zupełnie coś innego, niż jakiś rodzaj smutku, bądź kiepskiego nastroju, który po pewnym czasie przechodzi samoistnie..

W każdym razie, w ten dziwny wieczór, siedząc samotnie w pokoju i pociągając nosem, zaczęłam przegrzebywać się przez Youtubową kopalnię zapisanych piosenek i nie wiem jak, ale trafiłam właśnie na tą. Możliwe, że o zespole Coldplay słyszałam wcześniej. Że nawet słuchałam ich piosenek – nie pamiętam tego, ale jak do dziś, pamiętam ten właśnie moment, kiedy trafiłam na Fix You. (Jeżeli nie słuchaliście, to w tym momencie proponują ją sobie włączyć). I wiecie co? Nigdy nie czułam się słuchając jakiejkolwiek piosenki tak, jak czułam się w tamtym momencie. Nie pamiętam, żeby jakakolwiek piosenka wywarła na mnie takie wrażenie. Takie ciarki. Takie emocje. To uczucie jest nie do opisania. Sam początek tej piosenki – „When you try your best but you don’t succeed. When you get what you want but not what you need. When you feel so tired but you can’t sleep. Stuck in reverse. When the tears come streaming down your face. When you lose something you can’t replace. When you love someone but it goes to waste. Could it be worse?” był w moim przypadku strzałem w dziesiątkę. Pamiętam, że siedziałam, słuchałam jej i nawet nie wiem w który momencie, łzy zaczęły lecieć na klawiaturę do tego stopnia, że przestałam widzieć cokolwiek na oczy. To było coś takiego, jakbym tym płaczem próbowała oczyścić się wewnętrznie i przywrócić tą zgaszoną iskierkę w sobie.

„Tears stream down your face, when you lose something you cannot replace” 

Ta piosenka jest dla mnie po prostu magiczna. Tak magiczna, że aż nie potrafię tego odpowiednio opisać.Bo jeżeli magia na świecie istnieje, to dla mnie objawia się właśnie w taki sposób. Od 2009 roku słucham jej, naprawdę, praktycznie każdego dnia. Bywa tak, że zalewam się przy niej łzami. Bywa tak, że wychodzi przy niej słońce. Pomaga w najgorszych momentach życia. Dlatego właśnie została napisana. Aby pomagać, kiedy życie nam nie pomaga. Nie zliczę ile smutków wysłałam przy jej słuchaniu w kosmos. Czasami jest tak, że jak jej słucham, to cały zewnętrzny świat znika. Niektórzy z Was sobie pomyślą ‚Eve, do cholery, to tylko piosenka!’. Dla mnie to nie jest tylko piosenka. Bo jak jakaś piosenka, może być tylko piosenką, kiedy zaczynasz zastanawiać się, jakby to było, gdyby jej nie było?

IMG_0702IMG_0701IMG_0691Jednak, moje zainspirowanie muzyką Coldplay nie ogranicza się tylko do Fix You. Jak możecie się domyślić, po jej odnalezieniu moja przygoda z tym zespołem dopiero się rozpoczęła. W tej chwili mogę Wam szczerze przyznać, że znam na pamięć chyba każdy kawałek z ich wszystkich płyt, a trochę tego jest. Gdybym miała wybrać Wam swoje ulubione, musiałaby tu powstać długa, długa lista. Szczerze mówiąc, to kocham chyba każdą pojedynczą piosenkę, bo każda ma jakąś historię do przekazania. Każda ma inspirować w inny sposób. Każda mówi nam coś innego.

I w ten sposób, przy Fix You oczyszczam duszę, kiedy cierpi i jest jej smutno. Przy Don’t Panic” cały czas gra mi w głowie „We live in a beautiful world”, bo przecież ostatecznie tak właśnie jest, tylko my o tym ciągle zapominamy. „Yellow” często włączam sobie wczesnymi porankami, szczególnie, kiedy jeszcze jest ciemno i kiedy zaczynam się szykować do codziennej rutyny, wtedy w niewiarygodny sposób rozjaśnia mi paskudne, szare poranki. In My Place” uwielbiam słuchać przy powrotach do domu. „The Scientist” uświadamia za każdym razem, jak kruche i krótkie jest życie. I jak ważne jest to, żeby każdego dnia pokazywać i mówić ‚kocham’ do najbliższych. „Colcks” często słucham przed pracą, bo daje mi moc! Moc i wiatr w życiowych żaglach. A Warning sign”? Przy tej piosence tęskni się chyba tysiąc razy mocniej. Przy tej piosence często też myślę, ile rzeczy w życiu się odpuszcza, z ilu osób rezygnuje tylko dlatego, że jest za ciężko i szuka się wymówek. Dla mnie historia tej piosenki jest taka – kochałem, jednak zrezygnowałem, starałem się zapomnieć, ale w końcu dotarło do mnie to – „I should not have let you go”. „Viva la Vida cholera, ta piosenka ma taką nieziemską moc! Szczególnie te bębny i dzwony w tle – MASTERPIECE! Tak samo, jak „Violent Hill” – chyba nie bez powodu te dwie znalazły się w swoim bezpośrednim towarzystwie na tej samej płycie. I teraz na tapetę wchodzi Mylo Xyloto – płyta, której tytuł nie ma żadnego tłumaczenia. Pamiętam, kiedy pierwszy raz usłyszałam „Paradise” i pomyślałam sobie, że gdybym miała wybrać jedną piosenkę opisującą moją osobę, to niewątpliwie byłaby nią właśnie ta – „When she was just a girl. She expected the world. But it flew away from her reach. So she ran away in her sleep. And dreamed of Paradise”, „And so lying underneath those stormy skies. She’d say, „oh, ohohohoh I know the sun must set to rise”..

„Charlie Brown” – czy tylko ja skaczę przy niej jak największy głupek na świecie? Za każdym razem, jak ją słyszę, eksploduję nieprawdopodobną energią. Może dlatego, że Chris Martin na koncertach rozpoczyna ją zawsze tekstem ‚Everybody jump together!’ Mam ciarki aż do tej pory, kiedy przypomnę sobie wrażenia z koncertu i błyskające w ciemnościach Xylobands. <3 „Luminous and wired. We’ll be glowing in the dark.” To samo dzieje się przy słuchaniu „Every Teardrop is a Waterfall” dla mnie ta piosenka, to taki bunt przeciwko rzeczywistości. Mocny przytup, który daje moc. Słucham jak się poważnie wkurzam – co przy mojej skorpiońskiej naturze zdarza się dosyć często. Kocham ją nad życie! A najbardziej podoba mi się „So you can hurt, hurt me bad. But still I’ll raise the flag”. Natomiast w „Us Against the World” zakochałam się właśnie po koncercie. To jest czysta magia, która pokazuje co się dzieje, gdy dwie osoby walczą o siebie, wbrew całemu światu. „Slow it down. Through chaos as it swirls. It’s us against the world”. Przy Up In Flames”  łzy lecą jak grochy. Przy tej piosence czuję się trochę tak, że się poddaję, bo zrobiłam wszystko co mogłam, a jednak to nie wystarczyło..

I teraz dochodzimy do płyty „Ghost Stories”, czyli płyty, która w ostatnim czasie najczęściej gości w moich uszach. Dlaczego? Nie mam bladego pojęcia, jednak kiedy się jej słucha, czuje się magię naokoło. Chris Martin w jednym z wywiadów powiedział, “The way I would describe Ghost Stories is the journey of going through a challenge or an ordeal to come out a little bit stronger and happier at the end. Not as a toolkit for that but just as a way of accepting that something crazy is happening whether its a loss or a challenge or something business, whatever it might be. Not letting it break you but letting it make you” i zgadzam się z tym w stu procentach. To płyta idealna dla osób, które przeżyły coś bardzo ciężkiego w przeszłości, których życie złamało w pewien sposób i które w chwili obecnej próbują odpowiedzieć sobie na pytanie, ‚czy pozwolę, żeby duchy przeszłości decydowały o tym, jak wyglądać ma moja przyszłość?’ Warto dodać, że mniej więcej w czasie, kiedy ukazała się płyta „Ghost Stories” Chris Martin rozstał się ze swoją żoną i przeszedł ciężką depresję. Wtedy zawsze sobie myślę, że kurcze – Ten facet jest zawsze uśmiechnięty, ma niesamowite iskierki w oczach. I tyle energii w sobie, że mógłby się nią podzielić z każdą żyjącą na tym świecie osobą, a miałby jej jeszcze wystarczająco dla siebie. I robi to, przekazując tak magiczną muzykę. Bierz z niego przykład Ev. Nie daj się.

Z tej płyty moją absolutnie ulubioną piosenką jest „Always In My Head”. Czy tylko ja mam istne ciarki przy „My body moves. Goes where I will. But though I try my heart stays still”. Ta piosenka przywołuje tak wiele wspomnień. Jest tak szczera, bezpośrednia, ale jednocześnie prosta i trafia tak, jak trafić powinna. Następną w kolejności jest „Oceans” i w tym wypadku kocham zarówno samą piosenkę, jak i jej wersję live z płyty DVD Ghost Stories Live 2014, gdzie Chris ucieka nagle ze studia i siedząc samotnie z gitarą na molo, zaczyna ją śpiewać. Wtedy tak wyraźnie widać ból w jego oczach. Jedyne co słychać, to lekki szum morza, jego piękny głos i gitarę. To jest absolutnie magiczne. A obejrzeć ten kawałek możecie TU. Nie wspominam już, że piosenka ta kończy się słowami „You’ve got to find yourself alone in this world”. Ehh, okej. Następna? „Magic”, „Another’s Arms” i oczywiście A Sky Full of Stars”. Czym byłby ten świat bez A Sky Full of Stars? Za każdym razem, kiedy słyszę tą piosenkę, chcę skakać i skakać i krzyczeć. To taka piosenka, o bezwarunkowej miłości i akceptowaniu wszystkiego, co przytrafia nam się w życiu – „whatever’s happening, I embrace it”. Za każdym razem jak jej słucham, czuję się dosłownie, jakbym siedząc długo w ciemnym pokoju otwierała drzwi na piękny świt. Albo jak po okropnym koszmarze otwierasz oczy i wiesz, że to był tylko zły sen, a nie rzeczywistość. Słucham jej codziennie, dacie wiarę? Nie wyobrażam sobie dnia bez niej..

A tym samym przechodzimy do sedna moi kochani, czyli do ostatniej perełki Coldplay, płyty „A Head Full of Dreams”. Wiecie, kiedy tylko usłyszałam tytuł ich nowej płyty, przepadłam. Wiedziałam, że choćby nie znając jeszcze ani jednego kawałka z niej, pokocham ją nad życie. Jak można ją opisać jednym słowem? Energia! Uśmiech! Nadzieja! Aaaaa! Ta płyta to zupełne przeciwieństwo Ghost Stories. Jest kolorowa, optymistyczna! Przy niej chce się skakać i śmiać i płakać, ale z radości. I z tej płyty mam trzy absolutnie ulubione piosenki – „Amazing Day”, „Up&Up” i „Everglow”. Słuchając „Amazing Day” czuję się, jakbym huśtała się na huśtawce, wysoko ponad wszystkimi problemami i zmartwieniami. Przy tej piosence czuję się wdzięczna za każdy, nowy dzień. Za to, że każdego dnia wstaję z łóżka, że żyję. „Life has a beautiful, crazy design. And time seemed to say.  Forget the world and its weight. Here I just wanna stay.” To samo mogę napisać o „Up&Up” która jest ostatnią piosenką na płycie i która była również ostatnim utworem zagranym na koncercie. Nie skłamię, jeżeli napiszę, że kocham każde pojedyncze słowo tej piosenki. Jest tak optymistyczna, daje niesamowitą nadzieję i wdzięczność. Wiecie, dla przykładu w zeszłym tygodniu czułam się potwornie. Dodatkowo pogoda w Warszawie była parszywa, padało, było zimno, okropnie. W pewnym momencie w drodze do pracy czułam, jakbym miała się za chwilę załamać i wrócić do domu. I nagle moja playlista na Spotify przeskoczyła na Up&Up i oczywiście.. zadziała się magia. :) Ostatni utwór na płycie i ostatni utwór na koncercie i słowa, którymi Chris Martin przepięknie przypieczętował najpiękniejszy wieczór w moim życiu:

„Fixing up a car to drive in it again
When you’re in pain
When you think you’ve had enough
Don’t ever give up”..

I na koniec kochani, zostawiłam Wam piosenkę, przy której płakałam jak dziecko na koncercie. Więc zanim Wam o niej opowiem, najpierw opiszę sam koncert.20170618_14322720170618_17110919688548_1521202391263160_1271714707_o19686565_1521202594596473_496528585_o19686623_1521203034596429_546431076_o

18 czerwca 2017 roku – Stadion PGE Narodowy w Warszawie. Na samą myśl mam ciarki na łapach. Nawet nie wiecie, ile bym dała, aby przeżyć to raz jeszcze. Wiedziałam, że ten dzień zapadnie mi głęboko w serduchu. Wiedziałam, że będzie magiczny. Wiecie, ja nigdy nie miałam wielkich marzeń. Zawsze do życia podchodziłam w dosyć prosty sposób – ciesz się z rzeczy najmniejszych. Jednak od kilku ładnych lat systematycznie powtarzałam wszystkim naokoło „Boże, niech oni przyjadą na koncert do Polski!!!”. I stało się. Wyobrażacie sobie moją radość, kiedy się o tym dowiedziałam? Kiedy zobaczyłam zwiastun europejskiej trasy koncertowej o dumnej nazwie ‚A Head Full of Dreams’? Sama nie potrafię opisać, jak bardzo się cieszyłam. Począwszy od zakupu biletów, praktycznie codziennie odliczałam dni do koncertu. Najpierw było 9 miesięcy, potem pół roku, miesiąc, w końcu dzień. Mało spałam tej nocy, przed tym wielkim dniem. Byłam szczęśliwa na samą myśl, więc pomyślcie co było, jak Panowie wyszli na scenę. Ten kto był na koncercie wie, o czym piszę. Ten kto nie był, pewnie nie zrozumie. Jednak z całą pewnością moich słów mogę napisać, że był to najlepszy i najpiękniejszy koncert na jakim byłam i na lepszym już nie będę. I nie chodzi tylko o samą muzykę o otoczkę, chociaż o to Coldplay zadbał z całą pewnością. Chodzi przede wszystkim o samą atmosferę koncertu. O wspólną zabawę. O to jak kilkadziesiąt tysięcy osób potrafiło się razem świetnie bawić. O to, jak Chris starając się zapewnić nam niezapomniane wspomnienia przywitał się po polsku. O to, jak po każdej piosence mówił swoje słodkie ‚Ziekuje’. No dobra, muszę wspomnieć o jego głosie, który na żywo brzmi po prostu niesamowicie, nieziemsko, magicznie. Pomimo beznadziejnej akustyki na Narodowym, było mega! Serce topnieje, na samo wspomnienie tego wieczoru, ludzie…

20170618_17140820170618_17183220170618_201853

Kolejną rzeczą, za którą należą się ukłony są prezenty dla fanów. Coldplay od 2011 roku serwuje nam takie wrażenia, jak Xylobands, czyli świecące w rytm muzyki bransoletki na rękę. Nie próbuję Wam opisać wrażenia, jaki sprawiał Narodowy pełen roztańczonych ludzi z tymi bransoletkami. To trzeba zobaczyć na własne oczy..

20170618_21494320170618_21494520170618_21503120170618_21503319686673_1521202234596509_1693223887_o19747978_1521202204596512_93497486_o

Czułam się jak w bajce. Magia w namacalnej, czystej postaci. Ale oprócz Xylobands, Coldplay zadbał o sztuczne ognie, serpentyny, gwiazdkowe confetti, balony, kolorowe lasery. No i zabawę, przede wszystkim fantastyczną zabawę i niezapomniane wspomnienia..

Wiecie co? A niech mnie, podzielę się z Wami nimi tutaj. Większość jest dostępnych na moim instagramie – evelynsmith22. Ci z Was, którzy instagrama nie mają, mogą obejrzeć maleńką namiastkę moich wrażeń tutaj. Przepraszam za wrzask. Mam mocne płuca. 😀

Instagram Photo

Instagram Photo

Instagram Photo

Instagram Photo

 

Nie mam wielu filmików i zdjęć, bo moim celem na tym koncercie, było w pełni oddanie się muzyce i chwili. Nie chciałam co chwilę skupiać się na tym, czy telefon dobrze nagrywa filmik i ile pamięci w nim jeszcze zostało. Wrażenia zapadły mi w mojej prywatnej pamięci na długo, jak nie na zawsze..

A w szczególności zapadła mi piosenka, o której wspomniałam wcześniej. Wiecie, przed koncertem zastanawiałam się jak zareaguję na Fix You na żywo. Bałam się trochę, że naprawdę zaleję się łzami, jak największy głupek na świecie. Jednak to ostatecznie nie Fix You spowodowało u mnie to, że łzy niespodziewanie pociekły. To spowodowało ‚Everglow’ w wykonaniu Chrisa Martina. O jejuuuuuuuuu. Nie sposób jest opisać tych wrażeń, to trzeba usłyszeć na żywo. Zanim Chris zaczął śpiewać Everglow, powiedział, że jest wdzięczny za to, że tyle osób przybyło na koncert, pomimo dzikiego tłumu, kolejek, korków, dalekiego dojazdu, pomimo cen biletów. Zaznaczył również, że piosenka którą teraz zagra jest dobrą okazją do tego, aby podziękować światu za dobrą energię i wysłać ją dalej, do bliskich, znajomych, dalej w świat. By dzielić się nią na każdy możliwy sposób, w każdym możliwym kierunku.

„Everglow” pierwszy raz usłyszałam na płycie, jednak na koncercie Chris zagrał trochę inną wersję. Był tylko on i pianino. Nic więcej. I to było absolutnie, absolutnie cudowne.

Instagram Photo

Dla mnie ta piosenka ma bardzo prosty, ale cudowny przekaz – Kochasz, to powiedz to. Kochasz, to pokaż to. Zrób coś z tym. Nie odpuszczaj. Nie ukrywaj tego. Bo życie jest tak kruche i krótkie.

Tak, przy tej piosence płakałam na koncercie, jak największy głupek na świecie. Z resztą nie tylko ja, bo naokoło słychać było ciche pochlipywania. Zaryzykuję i napiszę, że Everglow w tej wersji jest najpiękniejszą piosenką, jaką znam. A przynajmniej dla mnie.

A całą jej wersję na szczęście możemy posłuchać tu:

I do tego ten teledysk. Tak prosty w wykonaniu, a jednocześnie tak cudowny w tej swojej prostocie.

Ta piosenka niesie w sobie magię. Spróbujcie któregoś spokojniejszego wieczoru, zamknąć się w pokoju, wyłączyć światła, włączyć tą piosenkę i zamknąć oczy. Co czujecie? Co widzicie oczyma wyobraźni?

„What I wouldn’t give for just a moment to hold
Yeah, I live for this feeling, this everglow..”


Wyszło długo. U mnie to chyba już standard. :) Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam kochani. Wiem, że prawdopodobnie pewne do pewnych rzeczy podchodzę z intensywnymi emocjami, z drugiej strony, taka już jestem.

Wbrew pozorom, ciężko pisało się ten wpis. Słuchając muzyki, często myślami przenoszę się w zupełnie inne miejsce. Cofam się wspomnieniami o kilka / kilkanaście lat. Ale tak chyba właśnie ma działać muzyka, no nie?

I wiecie? Mam kolejne marzenie. Wrócić na koncert Coldplay najszybciej, jak się da. Trzymam kciuki za to, żeby wrócili do Polski z kolejną dawką wrażeń. I żeby to było wcześniej, niż za 5 lat.

Buziaki i ściskam Was super mocno. 💟

Ev.

20170618_224926P.S. Dzięki Ci Weronika za podzielenie się tymi pamiątkowymi zdjęciami. I za wspólne odliczanie w kolejce przed Narodowym. I za cierpliwość do mojej osoby. Jesteś wielka! 💗😘


Viewing all articles
Browse latest Browse all 24

Latest Images

Trending Articles